poniedziałek, 28 lutego 2011

Dzień pierwszy.

Póki co byłam dzielna i trzymam się diety ostro, choć nie mam zielonego pojęcia, jak można schudnąć pochłaniając Łodzie Cukiniowe na obiad na przykład:). Były przepyszne i Lena zjadła chętnie ze mną, polecam jako danie na codzień!

W sprawie projektu 365 nie spisałam się dziś zbytnio,ponieważ nie ma zbyt wiele światła, żeby zrobić jakiekolwiek zdjęcie, więc wrzucam fotkę z wczoraj:) 

365.1

niedziela, 27 lutego 2011

Deklaracje.

Nie mam silnej woli. Brak wymienionej doprowadził mnie do wagi ciążowej (która na szczęście była niska,70 kg - ale i to za dużo!). W związku z powyższym chciałam złożyć oficjalną deklarację tu i teraz: od jutra rozpoczynam dietę Montignaca.  Kuchnia została już odpowiednio zaopatrzona, teraz mam tylko nadzieję,  ze zawsze będę miała czas zjeść o danej porze:). Obiecuję również przebieg diety dokumentować zdjęciami, zakładając, że można wyczarować fajne dania, stosując się do jej zaleceń. Żegnajcie ziemniaczki, kochane ciasteczka i herbato z cukrem. Mam również nadzieję, żegnajcie wałeczki tłuszczu, nie chcę was!
Żeby nie było mi tak strasznie przykro, dziś pożegnałam się dość dosłownie, pochłaniając kilka moich ukochanych ciasteczek z kawałkami Rolo. Będzie mi was brakować!


Mam też kolejną deklarację. Kilka dni temu wpadłam na genialny portal (?): 365 Project i postanowiłam się przyłączyć. Zabawa polega na tym, że codziennie umieszcza się tak jedno zdjęcie, jakiś urywek z dnia, coś co nam się spodobało, moment - wszystko po to, żeby doskonalić swoje umiejętności fotograficzne. Niestety nie mam jeszcze wymarzonego sprzętu, ale wierzę że ten, który mam też daje możliwości, o ktorych jeszcze nie wiem, więc również od jutra będę także i tutaj zamieszczać jedno zdjęcie w ramach owego projektu.

czwartek, 24 lutego 2011

taki czwartek byle jaki

Dziś słońce zawitało w Wielkiej Brytanii, temperatura iście wiosenna, a my zostaliśmy uziemieni w domu przez wiruska. Wirusek niestety nadal ma się świetnie i panoszy się po całym domu, dokuczając wszystkim domownikom. A kysz wirusku, chcemy do słońca!
Nie wiem, jak to się stało, ale pomiędzy wycieraniem jednego i drugiego noska, udało mi się dość przyjemnie wypełnić czas. W ruch poszły wszystkie sprzęty:
Mikołaj uwiecznia wszystko, co robi swoim małym Nikonem:)
odkryliśmy też genialną i prostą zabawkę, pokrowiec na balon (z pewnością można go uszyć samemu, ten który mamy wyprodukowała chustowa firma Hoppediz); bardzo fajna przenośna piłka, można pokrowiec z balonem włożyć do kieszeni i nadmuchać w parku:)

ponadto wygląda na to, że moje dzieci zaczynają bawić się razem....

a na Lenę kojąco działa widok jej samej, więc zorganizowałam w saloniku lusterko:)
Co jak co, ale Mikołaj nawet w chorobie, nie odmówi naleśników, dziś się ich domagał, więc w towarzystwie Leny umieszczonej na plecach, przygotowałam upragnione danie. Niestety w międzyczasie umęczony Miki zasnął (na siedząco).



A co do naleśników...ostatnio wszędzie widzę jakieś symbole. W wannie, w ucieranym cieście. Dziś ofiarą padł naleśnik (mój mąż jednak nic nie widzi, a wy?).

niedziela, 20 lutego 2011

Niedziela.

Nie do końca lubię ten leniwy dzień, ale jest to dzień dla rodziny. Dzień, w którym stęskniony synek może w końcu nacieszyć się tatą (stęskniona żona w sumie też:)), dzień kiedy czas płynie wolniej a w naszej maleńkiej domowej kuchni cały czas coś się pichci. Ostatnimi czasy, zupełnie przypadkowo, tradycyjnie w niedziele zajadamy się domową pizzą z białym sosem, tuńczykiem, mozarellą, słodkimi pomidorkami i rukolą. Przepis na ciasto (niezawodny) znalazłam na stronie Jamie Oliver. Ciasto jest lekkie i bardzo elastyczne, wychodzi zawsze a z tego, co zostaje, piekę dla dzieci paluszki chlebowe. Palce lizać. 

Na deser były tak zwane oponki, czyli obwarzanki z białym serem, smażone na głębokim oleju według naszego domowego przepisu mojej mamy.

Muszę ze wstydem przyznać, że jest godzina 20.22 i zostały nam 2 sztuki:).


 

wtorek, 15 lutego 2011

Mąż romantyk

Mój mąż chyba musi mnie mocno kochać. Za walentynkowy cel obrał sobie znalezienie dla mnie konwalii (w lutym). Cel nawet zlokalizował jeżdżąc do pracy, śledził codziennie, czy konwalie nigdzie nie zwiały i nadal na niego czekają. Wczoraj wyruszył na misję i przyniósł te oto kwiaty....


tłumacząc, że przy 30 milach na godzinę, to w sumie nie widać co tam rośnie:)

poniedziałek, 14 lutego 2011

daliśmy się nabrać:)

Piękny dzień. Walentynki w dodatku, żyć nie umierać! Za oknem słońce, więc udaliśmy się na najbliższy plac zabaw. Brrrrrrrrrrrrrrr. Pomimo tego, że na  dworze było 7 stopni, wiatr sprawił, że nie dało się na zewnątrz wytrzymać (co usprawiedliwia opustoszały plac zabaw).

Wiosna chyba gdzieś krąży, znaleźliśmy w trawie kilka ledwo żywych stokrotek.


Zimno przywlokło nas dość szybko do domu. W wolnej chwili skończyliśmy (z pomocą Mikołaja!) farbować (na próbę) Lenki bodziaka. Efekt taki sobie, ale od czegoś zacząć trzeba prawda?:)


Co ciekawe, nie wiedzieć czemu w tej samej misce moczyły się dwa szaliczki z wiskozy, jasna strona miała być zielona, tak samo jak widać wyżej, a oto co wyszło...

czwartek, 10 lutego 2011

Powroty

Witajcie! Część z was zapewne zna mnie z mojego poprzedniego bloga (o ile teraz ktoś mnie czyta!). Niestety popadł on w zapomnienie w momencie, w którym szycia miałam po dziurki w nosie, albo i jeszcze wyżej. Gdy tylko porzuciłam igłę z nitką, odkryłam w sobie...nie wiem, czy można nazwać to talentem, smykałkę do kolorów i zajęłam się farbowaniem chust do noszenia naszych pociech. Minął prawie rok od kiedy farbuje i zaczynam czuć, że się wypalam powolutku.

W tym miejscu, w mojej słonecznej dolinie, pragnę wszystko wypośrodkować.Chcę dojść do miejsca, w którym będę mogła tworzyć z myślą o dzieciach (moich dzieciach) albo po prostu tworzyć z dziećmi. Wniosek taki - spodziewajcie się wszystkiego, o ile najdzie was chęć, aby tutaj zajrzeć od czasu do czasu. Zapraszam!

Od ostatniego czasu sporo się zmieniło, w naszym życiu pojawiła się kolejna bardzo ważna istotka: Lena. Mikołaj urósł, buzia mu się nie zamyka (ku naszej uciesze) i generalnie jest wesoło. Poniżej przedstawiam wam głównych bohaterów mojego życia (mężowi oszczędzę).