Wczoraj po powrocie z Cambridge zawzięłam się i postanowiłam skończyć szalik z wełny kauni, o którym pisałam już wcześniej. Dzieci były baaardzo zmęczone i zasnęły szybko, więc miałam jeszcze więcej czasu dla siebie. Nie jest jeszcze tak do końca gotowy, ale chciałam go wam pokazać! Wygląda pięknie, jedynie dzięki urodzie wełny właśnie, w związku z tym postanowiłam, że jak poprawię swoje umiejętności władania szydełkiem, to dam mu kiedyś nowe i bardziej dostojne życie. Tym czasem będzie mi służył jako baktus.
Wyprawa na spotkanie z koleżanką była niezwykle udana, nie wiem tylko po co targałam ze sobą wszędzie aparat i 3 (słownie TRZY) obiektywy. Zrobiłam może 10 zdjęć, żadne z nich godne uwagi, a ramię od dźwigania boli mnie do dziś. Coż, może następnym razem będę mądrzejsza:) W Cambridge niezmiennie fascynuje mnie natłok rowerów, które są wszędzie.
Miałam nadzieję na zakupowe szaleństwo, ale chyba muszę być chora, bo przywiozłam ze sobą tylko trzy niewielkie motki wełny, w związku z którą mam bardzo ambitny plan:).
Dobrego poniedziałku!!!