Tadam! Skończyłam Mikołajowe skrzydła, dziś mąż zajął się dziećmi, a ja niemalże w całości czas poświęciłam maszynie do szycia (z przerwą na gotowanie!). Planowałam ułożyć kolory tak, aby skrzydła wyglądały symetrycznie, niestety przy naszywaniu brakło mi nieco "piórek" więc od mniej więcej połowy nastąpił tak zwany freestyle:). Ostatecznie miało być kolorowo i pstrokato. Ponadto troszkę bym ulepszyła patent i myślę, że warto delikatnie połączyć też dół skrzydeł, przy większym wietrze wszystko naszemu ptaszysku leciało do przodu.
No i teraz historia z morałem, zwłaszcza dla rodziców wrażliwych trzylatków. Skrzydła czekały na Mikołaja, kiedy wrócił ze spaceru. Od razu chciał je przymierzyć i pójść do ogródka. Przywiązałam mu wszystkie troczki i pobiegł. Poszłam po aparat. Znim go wyciągnęłam, mój synek wrócił z płaczem. Wiecie dlaczego płakał? Bo nie pofrunął! Na szczęście udało mi się go przekonać, że może pofruwać tak na niby i ostatecznie uniósł się w powietrze przy pomocy trampoliny:).
Skoro już zasiadłam do maszyny, prędko chyba jej nie schowam. W kolejce czeka kilka projektów, część już skorojona, część tylko w głowie. Na przydład teraz sobie dołożyłam nieco pracy i pociachałam odrobinę tkaninowej tym tazem tęczy:). CDN....